Andrzej Potocki
Opowieści i legendy z pogranicza polsko-ruskiego
,,Opowiadam ten najmniejszy z Beskidów w 178 legendach i opowieściach i nie jest on wcale taki mały jakby wynikało to z nazwy. Jest ogromny poprzez swoją niezwyczajną historię, Przez wieki był ojcowizną Polaków, Łemków, Żydów, Dolinian, Pogórzan i Zamieszańców, a nawet Cyganów. Wszyscy oni budowali w nim swoją doczesność ufni w opiekę bożą, ale niosąc w sobie także wiarę w złe moce. Pięć legend zostało przetłumaczonych na język łemkowski, bo Beskid był ich Ojczyzną. Nie mieli innej, aż do czasu, kiedy odmówiono im prawa do własnej tożsamości. Zbierając i opracowując te legendy i opowieści przemierzyłem wielokrotnie Beskid od Przełęczy Łupkowskiej aż po Krynicę. To były jedne z najciekawszych podróży mojego życia". Cyryle, co one są w Beskidzie Ludzi było wtedy nie wiele i do pogańskich bogów się modlili. Minęło już kilka pokoleń, kiedy osiedli w Beskidzie jak zjawił się misjonarz dobrej nowiny. Chodził od osady do osady i opowiadał tutejszym o Chrystusie, synu boga prawdziwego, w trójcy jedynego. Słuchali go, ale nie dawali wiary jego słowom, bo obcy, a oni od ojców i dziadów trwali przy swoim, i od zawsze żertwę składali Światowidowi, Perkunowi i Wołosowi. Aż tu nagle jakiś obcy nawołuje ich, by dawne bogi porzucili. Jakże to tak, nie godzi się odstąpić od wiary przodków i porzucić słowiańskich bogów i przyjąć za swojego jakiegoś obcego boga. Kiedy zapytali tego przybłędę o imię, powiedział, że na chrzcie świętym dali mu Cyryl. Nic z tego nie rozumieli i pozostali przy swoim. Minęło tysiąc lat i więcej, jak taki jeden, co świątki rzeźbił, natchniony jakimś dobrym duchem, przypomniał sobie o Cyrylu i jego postać wiernie odwzorowywał w lipowej desce. I chodził z tymi lipowymi deskami-Cyrylami po Krempnej i po innych wsiach, od kościoła do cerkwi, od knajpy do knajpy i wołał: - komu Cyryla, komu, bo on chce do domu… I sprzedawał te Cyryle za grosz marny, tym co byli w potrzebie. A każdy Cyryl spełniał tylko jedną i to pierwszą wypowiedzianą intencję. Jak który poprosił o uzdrowienie, to i taką łaskę otrzymał, inny o dobrego męża dla swojej córki, a jeszcze inny o co innego. I nazwał ony świątkarz owe Cyryle po swojemu. Pierwszy był Cyryl od nagłej i niespodziewanej śmierci, drugi jako to Cyryl stróż domowego ogniska, trzeci radoszycki, czyli Cyryl od cudownych źródeł, kolejny Cyryl wielkopostny, a potem jeszcze: Cyryl pasterski przez niektórych określany też mianem łemkowskiego, Cyryl magurski zwany również wilczym, Cyryl jordański wspomagający w porzucaniu pogaństwa, Cyryl monasterski patronujący zakładaniu klasztorów, Cyryl krynicki od malowania różnych obrazków, Cyryl tylicki od dalekich podróży, Cyryl lackowski od nieszczęść, jakie mogą się przydarzyć w górach, Cyryl madziarski przeciw zbójcom z Panonii, Cyryl daliowski od szczęśliwego zakładania nowych osad, Cyryl chmurzasty chroniący od gradobicia i porywistych wiatrów. Nie ma już Jędrusia świątkarza i Cyryla nie ma kto wystrugać, jeno łza po nich pozo-stała, co po zboczach gór w doliny się toczy i w wezbranych strumieniach szuka pocieszenia. Buczy wiatr w buczynie, smreki stoją w tęczy rosy, pająk rozpiął sieć w leszczynie, echo woła wniebogłosy: - Komu Cyryla komu, bo on chce do domu…